Wiejska utopia

Wiejska utopia

W mieście żyje się ciężko. Brud, smród i hałas. Wszyscy gdzieś biegną, wszyscy gdzieś spieszą. Stoimy ciągle w korkach. Brakuje nam wszystkiego. Zieleni, ciszy, spokoju. Jak to by było pięknie gdyby z ulic znikły samochody, każdy budynek otoczony był parkiem. Cisza, spokój, zdrowe jedzenie, miąsko od szczęśliwej krówki, eko jajeczka na śniadanie warzywka z zielonego ogrodu. Coś pięknego! Chciałbym, żeby tak było. Bardzo wiele różnych środowisk, organizacji i różnych podmiotów promuje życie w stylu „slow” i „eco”. I można by w to uwierzyć, że tak się da. Ale to wszystko to utopia! Miasto jest przeciwieństwem wsi, dlatego „slow eco” nie uda się w mieście. Powodów jest wiele, oto kilka z nich:

  1. Mieszkania i grunty. W mieście życie toczy się wokół centrum (lub centrów). Chcemy być jak najbliżej tego centrum. Nie chcemy dojeżdżać z peryferiów. Ilość gruntu na którym można wybudować dom jest mała a chętnych wiele. Dlatego powstają bloki, wieżowce, drapacze chmur, żeby zmieścić tą masę ludzi na jak najmniejszym skrawku ziemi. Oczekujemy, że na mieszkanie będzie nas stać. Buduje się więc gęsto, jeden blok przy drugim, okna w okna. Nie może być więc miejsca na infrastrukturę rekreacyjną, typu zieleń, parki, place zabaw dla dzieci. Popatrzcie na nowoczesne osiedla. Bloki ściśnięte są niczym sardynki w puszcze. Czasami woła to o pomstę do nieba. Beton po horyzont i za horyzont. Szczęśliwy jest ten, któremu deweloper zapewnił kilkanaście metrów kwadratowych ogródka na parterze. Ale co to za ogródek, który sąsiaduje z chodnikiem, przez który przemieszczają się masy ludzi.  Zero prywatności.
    Mało miejsca? W Warszawie na osobę przypada 0,3 m2 powierzchni (nie wliczając osób niemeldowanych, turystów i gości biznesowych oraz przebywających tylko w godzinach pracy). W niedużym mieście powiatowym wypada to już 1,5 m2 na mieszkańca. Na wsi? Rząd wielkości więcej.
  2. Transport. Narzekamy na korki, które sami tworzymy. W Polsce nie ma zwyczaju poszukiwania zamieszkania blisko miejsca pracy. Tradycyjnie osiadamy w jednym miejscu, do którego się przywiązujemy i jesteśmy gotowi jeździć nawet na drugi koniec miasta. Skutkuje to tym, że bardzo duża grupa osób przemieszcza się w mieście na duże odległości. Tego nie jest w stanie udźwignąć infrastruktura uliczna. Dodatkowo lubimy „wozić się” transportem indywidualnym. Chcemy mniej samochodów w miastach, jednak codziennie do nich wsiadamy. Do momentu, gdy nasza praca nie będzie w zasięgu spaceru, liczba samochodów na ulicach nie zmaleje, ale będzie systematycznie rosnąć wraz ze wzrostem liczby mieszkańców. Błędów popełnionych w przeszłości nie da się już naprawić, gdyż powstały już dzielnice przemysłowo-biurowe i dzielnice stricte mieszkaniowe.
    Co nam jeszcze jeży mocno na wątrobie? Brak optymalnej sieci dróg, obwodnic oraz połączeń pomiędzy dużymi dzielnicami. Chcemy obwodnic i dróg?  Chcemy. Ale chcemy wszędzie, byle nie blisko nas. I idąc za przykładem Kaźmirza Pawlaka głosujemy zawsze przeciwko ziemiom odzyskanym i za senatem.
  3. Praca. Polacy pracują średnio 1950 godzin, daje to około 8,2 godzinny dzień pracy. Dla porównania Holender pracuje 2h mniej. Pracujemy pod dyktando, na akord, nie w swoim rytmie. Nie można żyć w stylu „slow eco” pracując ponad 8h dziennie, gdyż do tego trzeba doliczyć transport z i do pracy oraz przygotowanie. Wychodzi na to, że większość dnia pochłania nam praca. Na wypoczynek i rekreację pozostaje niewiele czasu. Obstawiam, że w warszawskich warunkach efektywnie praca pochłania od 9 do 10 godzin z dnia. Partia „Razem” zrobiła kalkulację i postulują 7-godzinny dzień pracy. Stać nas? Według mnie tak. Co raz więcej pracujemy umysłowo. Z własnego doświadczenia wiem, że efektywnie człowiek jest w stanie przepracować góra 5-6 godzin. Potem wydajność pracy spada diametralnie. Ostatnia godzina to już w zasadzie wyczekiwanie końca. 8-godzinny dzień pracy umysłowej to fikcja. Dodatkowo absurdalne godziny rozpoczęcia i zakończenia pracy. „Korporacyjne” godziny pracy skutkują tym, że w zasadzie nie można nic załatwić „na mieście” ani nic zaplanować, bo rano jest jeszcze zamknięte, a po południu już jest zamknięte.
  4. Drogo. Tanie badziewie zalewające rynek przyzwyczaiło nas do tego, że musi być tanio, taniej i jeszcze taniej. Promocja karkówki przerośniętej żółtym tłuszczem ze starego knura po 9 PLN/kg. Promocja piersi z kurczaka pędzonego antybiotykami. Żywność ekologiczna nie jest tania ze względu, że jej produkcja jest droga. Kurczak „slow” rośnie dwa razy dłużej i nie może być hodowany w klatce, tylko musi mieć przestrzeń do wybiegu. Koszt idzie zatem w górę kilkukrotnie. My tego nie rozumiemy i nie chcemy za to płacić, jednocześnie oczekujemy żywności wysokiej jakości. Gdy robię kiełbasę domową, nie jestem w stanie zejść w koszcie poniżej 20 PLN/kg (w warszawskich realiach cenowych). Co jest w kiełbasie po 8 PLN za kg?

Zatem żyjemy mrzonkami o wiejskiej sielance w mieście. Nie rozumiem tych co przyjeżdżają do wielkiego miasta i wojują o wiejski krajobraz. Miasto to gigantyczne skupisko ludzi na bardzo małej przestrzeni i trzeba być gotowym nie tylko na kompromis, ale na daleko idące poświęcenie. Jedyną skuteczną metodą na życie „slow eco” to wyprowadzenie się na wieś. Fin.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *