Boso po zakupy…

Boso po zakupy…

W okresie od późnej wiosny do wczesnej jesieni to norma, że ludzie widzą mnie w sklepie czy na bazarku boso. Dla większości to nie jest to już zaskakujące. Najciekawsze są jednak reakcje dzieci. Wczoraj – sobota jak sobota – idę do sklepu (oczywiście boso). Słyszę za plecami:

  • Mamo, dlaczego ten pan chodzi boso?
  • Bo pewnie lubi.
  • Czy ja też mogę?
  • Nie!

Matka odpowiedziała krótko i na temat. Kolejna sytuacja z dzisiaj. Też wybrałem się do sklepu. Mijam matkę z dzieckiem i w zasadzie byłem w 100% pewien, że usłyszę coś… Ale słyszę to:

  • Mamo, patrz, gołe nogi. Dlaczego?

I zapada niezręczna cisza. Matka albo udaje, że nie słyszy albo nie wie co odpowiedzieć. Dla mnie reakcje rodziców na takie pytania dzieci są ciekawe. Dla małego dziecka widok bosej osoby na ulicy jest czymś tak niezwykłym i innym niż to, czego jest od maleńka uczone, że musi zapytać o co chodzi. Hmmm… Rodzic ma problem. Z jednej strony wszyscy mówią, że chodzenie boso jest fajne i zdrowe. Z drugiej strony mit szkieł leżących na każdym kroku i fobia brudnych stóp.  Cisza dla mnie nie była aż tak zaskakująca, jak „Nie!”, które dziecko usłyszało od matki w sobotę. Smutne jest to, że to rodzice decydują co dziecko będzie lubić a co nie. Nawet nie miało szansy spróbować i ocenić samo. A nie daj Boże by się spodobało i dopiero byłby problem… Przy stole też często byłem świadkiem jak rodzice mówili dzieciom co mają lubić a co nie, bez szansy własnej oceny.

Boso byłem już w wielu sklepach. Nic nadzwyczajnego. Po prostu wchodzę, robię zakupy i wychodzę. W jednym z małych marketów młoda dziewczyna z obsługi była tym tak zafascynowana zjawiskiem, że niby przypadkiem, ale chodziła za mną i mnie „podglądała”. Byłem wielokrotnie boso w Decathlonie (sklep sportowy, więc nie powinienem budzić zdziwienia), raz w Castoramie. Castorama jest marketem budowlanym, więc teoretycznie mogło mi się coś stać. To z pewnością było zjawiskowe. W większych sklepach (centrach handlowych) nie byłem jeszcze. Pojawia się pytanie. Jak zareaguje obsługa. Wyproszą mnie czy nie?

Amerykanie mają z tym problem. „No shoes, no shirt, no service!”. Bardzo często można spotkać taki znak, nie tylko restauracjach, ale i w sklepach. Na forach można często napotkać posty skarżących się na obsługę wypraszającą z różnych sieciowych sklepów. W kontekście kultury europejskiej takie zasady mnie dziwią. W kontekście kultury amerykańskiej… Rozumiem. Z jednej strony to dyskryminacja. Moje stopy, moja sprawa. Ale z drugiej strony… Amerykanie bardzo chętnie procesują się o duże odszkodowania za absurdalne sprawy. Prawdopodobnie gdybym był Amerykaninem i rozciął sobie stopę na terenie sklepu, bo leżał rozbity słoik z dżemem, to wytoczyłbym właścicielowi proces o milionowe odszkodowanie i miałbym bardzo dużą szansę wygrać. Tak więc właściciele bronią się przed takimi jednostkami czyhającymi „na okazję”. Ścierają się tutaj dwa prawa. Prawo do ustanawiania zasad na prywatnym terenie (bo sklep nie jest miejscem publicznym) oraz prawo do równego traktowania. Wydaje się, że prawo do równego traktowania powinno w tym przypadku być górą. Stopy to taka sama kończyna jak dłonie, nie ma tu nic kontrowersyjnego czy gorszącego.
W Polsce raczej nie miał bym szans na wygranie takiego procesu, bo sądy są bardziej pragmatyczne i przede wszystkim nie wiąże ich precedens. W zasadzie to tylko i wyłącznie mój problem, że chodząc boso nie patrzę pod nogi. Decyduję się nie nosić butów, to jest to moja odpowiedzialna (lub nieodpowiedzialna) decyzja.

Do jakich sklepów nie wypada wchodzić boso. Z pewnością dużym faux pass byłoby wejść boso do sklepu obuwniczego i zacząć mierzyć obuwie. Podeszwy stóp są brudne, bardzo brudne, nie rzadko czarne (szczególnie jak człowiek wcześnie spacerował po parkingu podziemnym). Pomijając aspekty higieniczne, byłoby to po prostu niszczenie produktu, za który nie koniecznie chcemy zapłacić, a tylko spróbować czy pasuje. Hmmm… A tak w zasadzie nie przychodzi mi na myśl żaden inny sklep, gdzie bycie boso byłoby niewskazane.

Przypomina mi się „problem” strojów kąpielowych na mieście, który był podnoszony jakiś czas temu (dwa lub trzy sezony temu) w nadmorskich miejscowościach (szczególnie w Sopocie). Strój kąpielowy, nagie torsy, a czasami i gołe stopy zapewne. Znaj proporcjum mocium panie! Nadmorskie miejscowości żyją dzięki właśnie tym strojom kąpielowym, więc nie można mieć pretensji, że ktoś do spożywczaka wejdzie w plażowym ubraniu. Z drugiej strony nie można też przeginać w drugą stronę i naprawdę w niektórych miejscach nie wypada być w stroju pewnego typu…
Przeglądam internetowe artykuły i znajduję coś takiego: „Żabka przy żwirowni mówi „nie” klientom w strojach kąpielowych.„. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech od ucha do ucha. Czym jest Żabka? Jest to franczyzowa sieć sklepów osiedlowych, taki minimarket z tanim alkoholem i podręcznymi artykułami – przynajmniej u mnie. A tu? Właściciele czują się jakby byli co najmniej Harrods’em. Na szczęście do mojej Żabki mogę wchodzić boso kiedy tylko chcę.

Przeglądamy dalej… Rok 2014, Opole. Jednak zdarzyła się amerykańska sytuacja, że bosy klient nie został wpuszczony do hipermarketu. Artykuł możemy przeczytać tu: „Bosym klientom do hipermarketu wstęp wzbroniony„. Dla mnie jest to także sytuacja kuriozalna. Zastanawia mnie co faktycznie legło u podstaw takiego zakazu. Bosych osób nie spotyka się na każdym kroku, więc wątpię, aby bose osoby nagminnie odwiedzały to centrum handlowe i przydarzały się im wypadki. To byłaby jedyna racjonalna przesłanka wprowadzenia takiego zakazu odgórnie. Podejrzewam jednak, że inicjatywa wyszła oddolnie. Nadgorliwy ochroniarz zapewne uznał, że bosa osoba może sprawić „kłopoty”. Dziwią mnie jednak tłumaczenia kierownika ochrony, który pociągnął absurdalną argumentację dalej wytaczając argument higieny… Żywość nie leży przecież na podłodze, tylko na półkach. A kto wnosi więcej brudu na posadzkę? Bosy czy obuty? Podeszwa stopy się poci, jest porowata (linie papilarne), dlatego kurz i brud się do niej przykleja i tam zostaje. Podeszwa zmienia kolor na „brudny czarny” (w mieście).  Z butem nie jest wcale lepiej. Jak ktoś miał obuwie z jasną podeszwą to widać to od razu, że do podeszwy buta też brud się czepia. Nikt z aptekarską precyzją nie będzie odmierzał czyja podeszwa jest bardziej brudna. Jest brudna. Jest brudna jednakowo, tylko gdzieś w naszej podświadomości brudna stopa to większe zło. Jeżeli kogoś brzydzi widok brudnych stóp, to powinien najpierw powąchać się pod pachami i przeczesać sklejone łojem włosy, zanim wypowie się o tym, kto powinien a kto nie powinien stać w kolejce w sklepie.

A czy wypada być boso w restauracji? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Zależy od tego ile restauracja ma „gwiazdek”. Jest bardzo wiele miejsc, które nazywamy restauracjami, ale tak naprawdę są to bary szybkiej obsługi niższej lub wyższej klasy. Tam w zasadzie żaden dresscode nie obowiązuje. Są miejsca kameralne, bez gwiazdek, gdzie nikt nas za bose stopy nie zastrzeli, ale nie wypada wejść w stroju kąpielowym. Są jednak miejsca, nie koniecznie z gwiazdką Michelin, ale do których nie wypada wchodzić nawet w stroju casual. Bose stopy w takich miejscach są wykluczone, bo umówmy się… Bose stopy i garnitur, to też pewne faux pass modowe. Nie będę ukrywał, że w tej kwestii nie mam zbyt bogatego doświadczenia. Zdarzyło mi się być może dwa razy boso w McDonaldzie i to wszystko. Nie bywam ani w barach szybkiej obsługi ani restauracjach – ot co.

Zatem można wejść do sklepu boso? Tak. Byle by tylko nie zacząć obuwia mierzyć…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *